poniedziałek, 22 stycznia 2018

Zawsze jest przebaczenie - Anne B. Ragde, czyli czy jesteś szczęśliwy

Saga rodziny Nashov była moim literackim odkryciem w roku ubiegłym, każda z książek była wyczekiwana, czytana z wypiekami na twarzy, choć przecież nie jest to żaden thriller, kryminał. Okazuje się, że można wywołać u czytelnika dużo większe emocje, pisząc o sprawach wydawałoby się codziennych, mało skomplikowanych. Ale za to jak pisząc.

Dlatego z ogromną radością przyjąłem informację iż po latach autorka wróciła do tej sagi, napisała kontynuację i być może nawet wcale nie zamyka jeszcze całkowicie tej furtki, kto wie czy nie będzie kontynuacji. I tylko pomarzyć jeszcze o tym, by któryś z kanałów telewizyjnych pokusił się na ściągnięcie do nas serialu, który powstał na kanwie powieści Anne B. Ragde.

Czwarty tom daje nam trochę inną perspektywę na bohaterów. Minęło trochę czasu i ich życie się pozmieniało. W centrum już nie jest gospodarstwo, wszyscy rozpierzchli się do swoich spraw, a ono powoli niszczeje. Decyzja Torunn była dla nich trudna do zrozumienia, nagła, ale wszyscy z czasem ją zaakceptowali. Sytuacja jednak wymusiła na nich rozluźnienie więzi. Choć dotąd obserwowaliśmy również trzy oddzielne wątki (nawet cztery w pierwszym tomie), czuliśmy że one się splatają, że szukają bliskości ze sobą, uczą się jej, choć nie było to łatwe. Teraz mam wrażenie, że autorka w centrum postawiła najmłodszą z nich i to jej życiu się przygląda, to od jej decyzji zależy to czy wujowie pojawią się znowu na horyzoncie wydarzeń. 


Erlelnd i Krumme wprawiają się w bycie rodzicami trójki dzieci, wspominają różne trudne chwile jakie przeszli, swoje obawy i ogromne oczekiwanie na to co ich spotka. Margido dalej skupiony jest przede wszystkim na prowadzeniu swojej firmy pogrzebowej, w tym jego dążeniu do perfekcji niewiele pozostaje miejsca na jakieś prywatne szaleństwa.
A Torunn? Wyraźnie potrzebowała czasu dla siebie, by różne rzeczy przemyśleć. Czy powrót do dziwnego związku z facetem, który nie jest jej wierny dał jej spokój? Może sprawiła to cisza, zamieszkiwanie na odludziu, kontakt ze zwierzakami, ucieczka od odpowiedzialności i od mówienia jej co ma robić. Sama chce podejmować decyzje. I czuje, że przyszedł czas na powrót do gospodarstwa, które kiedyś prowadził jej ojciec. Głowę ma pełną pomysłów, ale i niepewności. Powoli jednak, bez paniki zabiera się za porządki w swoim życiu. I w domu, który był dla nich wszystkich tak ważny.
To piękna proza, pełna emocji, choć przecież bardziej wyczuwanych niż okazywanych, bo wielu z bohaterów ma z tym wyraźny kłopot. Ta ich nieporadność, zaskoczenie jakie rodzi w nich odkrywanie prostych chwil szczęścia, czułości, spokoju, są niczym seans na kozetce u psychoterapeuty. Poszukiwanie równowagi, drobiazgów, które by dawały stabilność, gesty, słowa, które mogą przerodzić się w głębszą rozmowę, relację - tu wszystko ma swoje znaczenie. I choć tytuł sugeruje, że to powrót do bohaterów, by zakończyć całą historię jakimś happy endem, polaniem wszystkich ran miodem, wcale nie będzie tak łatwo i przyjemnie. Rzeczywiście Anne B. Ragde postanowiła skupić się tym razem na tym, by konsekwencje różnych wyborów mogły w tych postaciach się utrwalić, dojrzeć, może coś uświadomić, ale to wcale nie jest pisana na siłę czy dla pieniędzy kontynuacja, która nic nie wnosi do całości. Wnosi. I aż chciałoby się jeszcze.
Zwłaszcza, że w "Zawsze jest przebaczenie" trochę po macoszemu zostali potraktowani wujowie, a większa część poświęcona jest jedynie samej Torunn.

Kto jeszcze nie sięgał po pierwsze tomy Sagi Rodziny Neshov, polecam z całego serca.
O poprzednich tomach pisałem tak:
"Ziemia kłamstw"
"Raki pustelniki"
"Na pastwiska zielone"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz