środa, 24 kwietnia 2024

Szafarz - Grzegorz Budnik, czyli życie nie ma sensu, ale jeszcze ta jedna sprawa

Niby znamy te schematy, policjant z problemami, działający trochę poza ekipą, własnymi metodami, lekceważony, ale cholera, lepszy niż wszyscy pozostali razem wzięci. Budnik nie wymyśla nic nowego, ale wydusza z tych szablonów ile się da. W efekcie mamy naprawdę niezły kryminał, z dość skomplikowaną intrygą, ciekawymi wątkami pobocznymi i finałem, który pewnie niejednego czytelnika nieźle zaskoczy. Aglomeracja śląska, kopalnie i tereny kolejowe, osiedla gdzie mało kto chce mieszkać, tworzą dość ponury klimat, bardzo pasując do atmosfery jaką próbuje uzyskać autor. 


Tytułowy Szafarz to seryjny morderca, który podrzuca ciała od kilku lat, zawsze w noc sylwestrową. Mimo utworzenia specjalnej ekipy dochodzeniowej, ciszy medialnej wokół tej sprawy, sprawca wciąż jest nieuchwytny, a jego morderstwa wywołują ciarki na plecach. Nie chodzi bowiem o to że to nagie kobiety, ale każda z nich ma odciętą głowę, a w rękach trzyma ciało poprzedniej ofiary. 


Do ekipy postanowiono dołączyć Rafała Lichego, jednego z najlepszych śledczych przed laty, ale człowieka, który potem został zawieszony i stoczył się w picie, tak że wielu go przekreśliło. Co menel sypiający na ulicy może wymyślić sensownego, czego oni, doświadczeni gliniarze by nie dostrzegli?

wtorek, 23 kwietnia 2024

Kobieta z..., czyli czy byłem dobrym mężem

We wtorkowym kąciku dla wytrawnych kinomaniaków film Małgorzaty Szumowskiej i Michała Englerta. Pokazywany nie tylko w kinach studyjnych, ale trudno go potraktować jako film czysto komercyjny, pewnie nie przyciągnie masowo widzów, uznałem więc że nadaje się to tego cyklu. 

Szumowska potrafi zadawać w swoich filmach ciekawe pytania, choć niejednokrotnie kreowane przez nią diagnozy społecznych problemów są dość schematyczne i przerysowane. I tak mam wrażenie że jest trochę i tym razem. Pierwsza poważna produkcja fabularna poruszająca na pierwszym planie temat transpłciowości pokazuje problem, ale nie unika też uproszczeń i mielizn. 


Od strony psychologicznej - to zmaganie się z tym co Andrzej/Aniela czuje, a potem wyzwolenie gdy już uznał/a że nie musi udawać, że może o siebie zawalczyć - jest bardzo ciekawie. Od strony społecznej, tła, niestety mam wrażenie, że zabrakło tej samej uważności, wrażliwości i twórcy polecieli trochę po schematach. Mamy konserwatywne środowisko, Kościół w tle, szykany, zdziwienie, śmiech, odrzucenie przez rodziców, wyrzucenie z domu i niby to wszystko ma rację bytu, ale pokazane jest tak, że nie za bardzo możemy w realność tego wszystkiego uwierzyć. Całe miesiące mieszkania w żeńskim klasztorze w przebraniu kobiety mimo tego, że bohater nie dokonał przecież tranzycji? Niby taka społeczna nietolerancja, ale jak przychodzi do pożegnań, to nagle wszyscy są całym sercem, by wspierać Andrzeja/Anielę w jego/jej przemianie? To balansowanie między powagą, a żartami jest dziwne, niby chodzi o rozładowanie atmosfery, ale też przeszkadza trochę w tym, by uwierzyć w tą historię do końca. A przecież o to właśnie powinno chyba twórcom chodzić?

poniedziałek, 22 kwietnia 2024

Heartcore - Spięty, czyli nie ma know-how jak zmusić świat by na rączki brał

Poniedziałkowa porcja muzyki. Dziś Spięty. Gość którego szanuję od lat, który wciąż eksperymentuje, zmienia nastroje, nie odcina kuponów od sukcesów, a teksty pisze takie, że szkoda gadać.

Nie zawsze mi było muzycznie idealnie po drodze, niektóre rzeczy które robił z Lao Che, czy solo mi pasowały bardzo, inne mniej, ale przyznaję, że one zawsze miały w sobie to coś. Były o czymś, wpadały w ucho, drażniły, zmuszały do pokombinowania, bo te zabawy słowem nie zawsze były oczywiste. Humor, ironia, ostre spojrzenia, ale nie ocierające się nawet odrobinę o jakąś społeczną i polityczną jednoznaczność. To uderza do głowy niczym alkohol i potem zostaje tam już na długo jako skojarzenia i spojrzenie na różne sprawy tak trafne, że uznajemy je za własne.

niedziela, 21 kwietnia 2024

Lata - Annie Ernaux, czyli a po nas przyjdą kolejne pokolenia i będą mieli własne sprawy do załatwienia

Niedziela, czyli na Notatniku czas na odrobinę literatury mniej rozrywkowej :) W środę spotykamy się by pogadać o tym tytule na DKK w naszym miasteczku i jestem bardzo ciekawy tej rozmowy. Nie dyskutuję z nagrodą Nobla, bo przecież nie znam całej twórczości, ale nie mogę się powstrzymać od wyrażenia swojego zdania: jak dla mnie to nie jest proza wyjątkowa. Mam wrażenie, że podobne rzeczy już pisano, zdarzało mi się je również czytywać, a ich urok tkwi trochę w tym jak w tym strumieniu świadomości i pamięci, mogą odnaleźć się inni. To już nie tylko historia indywidualna, osobista, ale również życie człowieka żyjącego w pewnej wspólnocie doświadczeń, poglądów, nadziei, frustracji... I aż ciekaw byłbym jak to czytałoby się po przeniesieniu na nasz grunt. Od wojny aż po XXI wiek, od dzieciństwa, aż po dojrzałość. Wszystkie te zakręty, stracone złudzenia, ale i cudowne chwile, których raczej się nie żałuje. 

Tym właśnie jest powieść Annie Ernaux. Głosem pewnego pokolenia i co ważne głosem kobiety, więc mocno wybrzmiewa również lęk, wściekłość, ból, wynikające z tego jak czasem ignorowane są ich prawa, jak spychane są jedynie do roli matek, żon, kucharek, opiekunek. Powraca temat antykoncepcji, aborcji, bo jak rozumiem autorka jest jedną z tych, które upatrują w tym rozwiązania wszystkich problemów płci pięknej. Upraszczam? Może trochę, ale dziwnie mi czasem przechodziło się od pełnych nostalgii wspomnień, do pełnego wzburzenia tonu atakującego polityków konserwatywnych, Kościół, społeczeństwo, które jej zdaniem nie rozumie. Tak jakby właśnie ta sprawa naprawdę była przez te 6 czy 7 dekad najbardziej istotna. Na pewno to jedna z rzeczy, w których dokonała się wielka zmiana i wywalczyło ją m.in. to pokolenie, które studiowało w latach 60, ale czy naprawdę nie ma innych ważnych spraw, które się zmieniły na lepsze lub gorsze?

Bogobójczyni - Hannah Kaner, czyli magia, religia i żądza władzy

Jak czytam na okładce "olśniewający debiut fantasy, idealny dla fanów Wiedźmina", to potem oczekiwania naprawdę są spore, chyba sami to rozumiecie. Choć rozumiem więc chęć wyróżnienia swojej publikacji przez wydawcę, to czasem może to być po prostu strzał w kolano. Niewiele bowiem byłoby tu wspólnych cech ze sławną powieścią Sapkowskiego. Że niby opieka nad dzieckiem, które jest zagrożone? Albo fach mordercy na zlecenie, tylko nie tyle potworów, co w tym przypadku bogów? 

Spośród dziesiątek i setek powieści fantasy na pewno przebić się do świadomości czytelników nie jest łatwo, ale raczej jednak warto stawiać na walory własnej wizji, niż szukać na siłę podobieństw. To co napisała Hannah Kaner ma pewien potencjał. Stworzyła uniwersum, w którym dotąd dość powszechna była wiara w różne bóstwa, bogowie różnych sił natury opiekowali się ludźmi i okazywali im swoje łaski, tyle że podobnie jak śmiertelnicy nie byli wolni od zazdrości, od ambicji, od żądzy władzy. I to właśnie doprowadziło do wielkiej wojny, w której bogowie starli się po obu stronach razem z ludźmi, co wyniszczyło mocno królestwo. Żeby tego uniknąć, władca postanowił zakazać wszelkiego rodzaju kultów, nakazał niszczyć świątynie, a tym samym odbiera moc siłom nadprzyrodzonym, bo bez kultu i ofiar, są słabe niczym dzieci. Tylko czy tak łatwo zmienić setki lat ludzkich przyzwyczajeń i czy da się zupełnie pokonać tych, którzy są podobno niezniszczalni? 

czwartek, 18 kwietnia 2024

Wieczór Trzech Króli czyli Co chcecie

MaGa: Myślę, że podtytuł mówi wszystko 😊. Chcecie zabawy – macie zabawę, chcecie iluzji – macie iluzję, chcecie liryki – macie lirykę, chcecie muzyki – macie muzykę. I ten tytuł z królami, których na scenie nie ma 😊. Od początku śmiesznie. Zawsze mnie to bawiło.

Robert: Faktycznie nie da się jakoś odnaleźć śladu nawiązań do tego święta w sztuce, może Szekspirowi chodziło o to, że to był dzień na zabawę, dzień wolny, a on chciał zaproponować coś lekkiego ku rozrywce tłumów. Komedia pomyłek, z miłością w tle, lekka, a w wykonaniu zespołu Teatru Narodowego dodatkowo... muzyczna. Toż to prawie wodewil albo operetka, tylko tu nie zawsze chodzi o profesjonalizm w śpiewaniu (choć niektórzy potrafią to i to jak!), a właśnie o jeszcze bardziej podkreślenie atmosfery żartu, luzu, nawet jeżeli słowa padające ze sceny radosne nie są. Choć wzdychanie do ukochanej/ukochanego, gdy nie ma się szans na wzajemność boli, przecież wszyscy wiemy, że los tak pokieruje wszystkim, by jednak główni bohaterowie odnaleźli szczęście.

środa, 17 kwietnia 2024

Dobra dziewczyna, zła dziewczyna - Michael Robotham, czyli tak trudno mówić prawdę

Czytając taką ilość kryminałów i thrillerów raczej trudno mnie zaskoczyć, a mimo to powieść Michaela Robothama, która zdaje się otwiera cykl z tym samym bohaterem, jakoś bardzo pozytywnie zapadła mi w pamięć. Może sprawiła to dodatkowa warstwa w fabule - nie dość że jest sprawa do rozwiązania, bo zamordowano młodą dziewczynę, to kilkoro z bohaterów ma na tyle dużo sekretów i traum z przeszłości, że spokojnie może stanowić to materiał na kilka książek. To czego doświadczyli, ukształtowało ich, nie tylko trochę odsunęło od innych ludzi, ale i dało pewne umiejętności, które mogą okazać się przydatne w śledztwie.

 
Evie od lat tuła się po różnych ośrodkach dla nieletnich, żadna rodzina zastępcza nie wytrzymywała z nią długo. Z jednej strony zbudowała ona wokół siebie barierę i nie chce nikogo do siebie za bardzo dopuści, zaufać, z drugiej jej dar stanowi tu niejednokrotnie sporą przeszkodę. Jak mało kto dziewczyna bowiem rozpoznaje każde, nawet najmniejsze kłamstwo i nie waha się go piętnować. Chciałaby już być samodzielna, ale sąd cały czas twierdzi, że musi pozostać pod czyjąś opieką.

I oto pojawiła się dla niej szansa. Cyrus Haven, współpracujący z policją jako psycholog, nie dość że potrafi z nią być szczery, nie oczekuje cudów, daje przestrzeń, to jeszcze wydaje jej się na swój sposób fascynujący. Przeżył traumę nie mniejszą niż ona - może to ich zbliża.

wtorek, 16 kwietnia 2024

Wypaleni na serio lub niby dowcipnie, czyli Pokój nauczycielski i Pieprzyć Mickiewicza

Może i nie bardzo można te filmy porównywać, ale pisząc o nich chcę uwypuklić przepaść jaka między nimi jest. Niemieckiego kandydata do Oscarów, Pokój Nauczycielski obejrzałem z zainteresowaniem i ściśniętym gardłem niczym najlepszy thriller. Może nie opowiada on dużo o samych dzieciakach, raczej uwypukla słabości systemu, który mówi nauczycielowi co wolno, a co nie, kompletnie nie dostarczając narzędzi praktycznych na sytuacje kryzysowe. Procedury - to słowo klucz, bo one mają pomagać, a tymczasem często okazują się bezduszne i zbyt sztywne. Tymczasem gdy brakuje umiejętności powraca to co podświadomie gdzieś wciąż tkwi w człowieku: wywieranie presji, manipulowanie, oskarżanie itp. 

Nie jest łatwo dziś być nauczycielem, gdy od rodziców czy nawet od kolegów nie zawsze możesz spodziewać się wsparcia, a od dziecka współpracy. Robisz co możesz, ale i tak niewiele za to otrzymujesz podziękowań - podobno to twoja praca. A gdy chcesz zrobić więcej niż minimum, czujesz że gdyby tak dotrzeć do jakiegoś ucznia i rozwiązać jego problemy, to możesz jeszcze narazić się na kłopoty. Uczniowie mówią o swoich prawach, walczą o swoje, oskarżają o nadużycia, przemoc czy łamanie przepisów, a nauczyciel...

Teściowe wiecznie żywe, czyli kochamy Was, ale dajcie nam odetchnąć

Dziś zapraszam do warszawskiego Teatru Kamienica, miejsca które lubię od lat, nawet jeżeli ostatnimi laty częściej wybieram zupełnie inny repertuar i inne sceny. Co kto lubi - ja po prostu nie zawsze dobrze odnajduje się w lekkim repertuarze, choć uważam, że jest potrzebny i zespoły, które starają się go realizować bez lekceważenia publiczności, warto doceniać i wspierać. 

Teatr świętujący swoje 15-lecie, nie zwalnia tempa - niedawno robili premierę książki o Emilianie Kamińskim, który przecież był twórcą tego miejsca, a nie tak dawno zaprezentowali widzom swoją najnowszą premierę. Teściowe wiecznie żywe to spektakl komediowy, ze sporą dawką muzyki, w ciekawy sposób łączący młodzieżową energię i talent komediowy aktorek z doświadczeniem. Ponieważ sztukę napisał Jakub Zindulka, polska wersja łączy trochę dwa światy - w cudownie lekki nastrój wprowadzają nas utwory z czeskich list przebojów (np. w przerwach), bohaterowie noszą imiona i nazwiska z pierwowzoru scenariusza, ale zdecydowano się na wprowadzenie pewnych akcentów bardziej znajomych dla polskich widzów. Reżyserii podjął się Olaf Lubaszenko, a w obsadzie mamy zarówno teatralną świeżą krew, jak i twarze lubiane i rozpoznawane od lat. 

niedziela, 14 kwietnia 2024

Strefa interesów - Martin Amis, czyli to ja wybieram film

Gdy najpierw obejrzysz film inspirowany jakąś powieścią (pisałem o nim tu: Strefa interesów, czyli gdzie pojedziemy w tym roku na wakacje) a potem dopiero sięgasz po książkę, czasem możesz się bardzo zdziwić. Doceniam to że udało się twórcom obrazu wyciągnąć to co najważniejsze, odsiać całą resztę, bo szczerze mówiąc powieść Martina Amisa dość mocno mnie rozczarowała. Może gdybym nie wiedział filmu... Sam pomysł, by bohaterem uczynić człowieka zarządzającego obozem koncentracyjnym, budzi kontrowersje, ale i na pewno daje okazję by pokazać to co robili Niemcy od jeszcze bardziej szokującej strony. Dla nich to praca jak każda inna, polegająca na wypełnianiu rozkazów, życzeń przełożonych, ustawieniu mechanizmu tak by było jak najmniej problemów i jeszcze można przy okazji coś dla siebie uszczknąć. Przecież Żydzi nie przyjeżdżają z pustymi rękoma i nie zabiorą tego ze sobą, choć im to obiecywano, mówiąc o przesiedleniu w inne miejsce. To szokuje, ale w filmie, tak chłodnym, jest jeszcze bardziej wstrząsające, bo nie widzimy tak naprawdę tego co za murem. W książce obrazów brutalnych nie brakuje, a jedną z ważnych postaci jest człowiek, który zarządza oddziałem ludzi "sprzątających" ciała z komór gazowych. To jednak nie "dosłowność" wielu scen tak bardzo przeszkadza w lekturze Strefy interesów, ale chłód i obojętność z jaką przechodzą obok nich oficerowie, wszyscy pracujący przy organizacji obozu. Jeżeli chcą uniknąć kontaktu z przemocą to raczej ze względu na poczucie smaku, niechęć do krzyku i płaczu, a nie jakieś współczucie dla ofiar. 
 

Kruk z Tower czyli uważaj w co grasz

Naburmuszone, złe na świat, niegrzeczne, niekiedy agresywne. Gniewne miny, gniewne gesty. Nastolatki. Już nie dzieci a jeszcze nie dorośli. Ich przedstawicielem jest tu Kostia, który w sieci jest tytułowym Krukiem z Tower. Jakim widzi świat Kostia? Czy też sądzi, że podcinane są mu skrzydła jak tym krukom z Tower, żeby nie odleciały?

Ojciec Kostii nie żyje. Nie wiemy jak to się stało, jednak była to śmierć nieprzewidziana, tragiczna i ma ogromny wpływ na syna i matkę. Wygląda na to, że ta dwójka nigdy nie nadawała na podobnych falach, a ojciec był tym, który potrafił rozładowywać atmosferę nim nastąpił konflikt. Teraz go nie ma. Kostia zamyka się na całe dni w pokoju z komputerem. Nie chce kontaktu z matką. Bunt syna eskaluje w stronę zobojętnienia, a może i pogardy dla niej. A matka? Usiłuje zrozumieć, usiłuje otoczyć go troską i miłością. Zabiegając o jego uwagę posuwa się do drobnego oszustwa. Uczy się świata internetu, w którym żyje jej syn i nawiązuje z nim kontakt jako tajemnicza Gotka, Toffi. Poznaje jego myśli, tajemnice… nie przeczuwa jedynie jak niebezpieczną podjęła grę.

Spektakl poświęcony rodzinnej komunikacji i problemom dorastania młodych ludzi, którzy pod maską gniewu, zobojętnienia kryją często wrażliwość mimozy i odsłoniętą na ciosy psychikę. Z drugiej strony czy kochająca nawet matka ma prawo w ten sposób odkrywać tajemnice dziecka dla swojego spokoju? Czy to co nawiązało się w szczerych rozmowach Toffi z Krukiem ma szansę przerodzić się w silną więź matki i syna, dwóch samotnych osób tęskniących do normalności?

sobota, 13 kwietnia 2024

Mnich i Robot - Becky Chambers, czyli Psalm dla zbudowanych w dziczy oraz Modlitwa za nieśmiałe korony drzew

Sobota i czas na fantastykę, tym razem mocno nietypowo. Pozornie bowiem seria wygląda na coś mało poważnego i młodzieżowego. Oryginalne tytuły (prawda że piękne?), ciekawy pomysł, spora dawka pytań filozoficznych pojawiających się w trakcie lektury, humor, klimat tych opowieści - wszystko to zachwyciło mnie, urzekło i dostarczyło masę przyjemności. Piszę jedną notkę o obu tomach, bo raczej nie wyobrażam sobie czytania ich w oderwaniu od siebie.
A zdecydowanie gorąco polecam oba, bo to jedna z lektur która w tym roku zapadła mi głęboko do serducha. 

Są pewne rzeczy, które może i trochę uwierały, ale o nich za moment. Najpierw o zachwytach. A może jeszcze na początki dwa cytaty ze zdań otwierających oba tomy cyklu :) One trochę pokażą Wam dość specyficzną atmosferę tego co napisała Becky Chambers.

Problem z wypierdalaniem z lasu polega na tym, że jeśli nie jesteś bardzo szczególnym lub bardzo rzadkim typem człowieka, wkrótce zaczynasz rozumieć , dlaczego ludzie opuścili te tereny.

Czasem człowiek dochodzi do takiego punktu, kiedy po prostu trzeba spierdolić z miasta.

To bynajmniej nie jest tak, że to będzie stek bluzgów, rzecz prosta i głupawa. Te zdania raczej pokazują pewien kierunek - wyprowadzić trochę czytelnika ze strefy komfortu, wybić go z jego przyzwyczajeń. Z jednej strony pokazują tęsknotę jaka jest w jednym z dwóch głównych bohaterów - szuka swojego miejsca, odpowiedzi na swoje pytania, czasem idąc tam, gdzie nikt by nie poszedł. Z drugiej pokazują też, że nie ma on w sobie natury buntownika, raczej zwykle wybiera wygodne życie, bycie z ludźmi, ale jego wewnętrzna potrzeba szukania czegoś więcej, jest silniejsza niż wszystko inne. 

piątek, 12 kwietnia 2024

Casting, czyli wszyscy jesteśmy Hamletami

MaGa: Bardzo dobry spektakl dyplomowy tegorocznych absolwentów Akademii Teatralnej w Warszawie: „Casting” – zarówno pomysł jak i wykonanie bardzo ciekawe. Takie fajne balansowanie jak na linie – raz przechylimy się w stronę: „to jest casting do roli”, a potem w drugą stronę: „życie to wieczny casting”. Przyznam, że nigdy nie pomyślałabym w ten sposób słysząc to słowo. A im to wyszło mądrze i było świetnie zagrane.


Robert: Gdy ktoś wybiera ten zawód, pewnie szykuje się trochę na to, że będzie musiał starać się udowodnić, że nadaje się do jakiejś roli, ale to nie znaczy, że rzeczywiście musi godzić się na branie udziału w wyścigu szczurów, gdy o jedno miejsce walczy setka albo i więcej ludzi. Czy to musi tak wyglądać? Czy rzeczywiście świat coraz bardziej głupieje, a z telewizyjnych show gdzie ocenia się "talent", tak samo muszą wysilać się aktorzy, którzy ukończyli szkołę teatralną? Jeszcze chwila i będą musieli konkurować z amatorami, bo ktoś powie, że ich twarze/historia/jakaś umiejętność jest istotniejsza niż nauka zawodu. Ten spektakl jest głosem młodych, trochę ironicznym i na pewno dość mocnym. Nie traktujcie nas jak małpy, które na zawołanie mają robić wszystko co byście chcieli, zaskakiwać nas, wzruszać albo rozśmieszać. Nie chcą tego po zejściu ze sceny czy z planu, ale i nie chcą tego nawet w pracy.